Każdego dnia walczę z internetem i czasami mam ochotę to zrobić. Post ten powstał tylko i wyłącznie dzięki blogowej koleżance BASI z bloga Basia w krainie robótek. Przesłałam jej zdjęcia (a trwało to długo ) ale do rzeczy.
Pogoda całkiem zwariowała, wiatr szalał , łamał drzewa , zrywał linie energetyczną a deszcz padał i padał. Na podwórku powalił wierzbę babilońską a w lesie powalał drzewa . Przez tydzień prawie nie mieliśmy prądu.
Kotki tak czekały na poprawę pogody.Wszystkie cztery jak nigdy bardzo zgodne.
Podwórko zamieniło się w bajorka i najwięcej radości miały gęsi i kaczki.
Nasza Perełka też dużo spała i jeszcze więcej jadła.Podejrzliwym okiem patrzyłam na zaokrąglenia.
No i proszę.Cycuszki dostała jak matka karmiąca, brzuszek każdego dnia większy i apetyt też.
Pytam się grzecznie kiedy i z kim ale ona strzela niewinną minkę i udaje , że nie wie o co chodzi.
Hania mówi , że nie można teraz Perełki denerwować bo jest w ciąży. Szybko liczę - przybyła do nas 17 listopada to gdzieś koło 20 wszystko się wyjaśni.
Nie denerwujemy Perełki, nosimy na rękach , całujemy i czekamy.
Z niedzieli na poniedziałek (18/19) zaczęło się.Poród trwał od pierwszej w nocy do czwartej rano.Nie byłam obecna , wszystkim zajął się zięć.Rodzinka nam się powiększyła o cztery dorodne szczeniaczki.
Dwa czarne jak mamusia, jeden karmelkowy i jeden w łatki.Perełka jest wspaniałą i bardzo opiekuńczą mamą.Nie pozwala zbytnio podejść by zrobić zdjęcia bo warczy strasznie.Czasami tylko Wnuki mogą się wczołgać pod stół i przyjrzeć się.
I jak tu nie zwariować . W nocy śnieg padał i nadal pada.Mam zimę.
Dziękuję wszystkim odwiedzającym mój domek w lesie.