Obserwatorzy

piątek, 25 maja 2012

Pierwsze spacery




Nareszcie trochę słońca i sucho. Małe indyczki nie mogą moczyć nóżek dlatego rodzice na pierwsze spacery wybrały się w pogodny, ciepły dzień. Małe wykluły się 09 maja 2012 r. Dzielnie wysiadywała je przez 28 dni Klementyna. Druga indyczka-Karolina wciąż siedzi na jajkach. Termin (hihi) ma na 28 maja.




A po spacerze wszyscy głodni :) Młodych  jest 11. Ciekawe po kim są te jasno upierzone przecież rodzice mają ciemne, nakrapiane pióra. Co z nich wyrośnie...???


Słońce skusiło także "Pięknisie" :) Jajek było 11, wykluło się zaledwie 4 . Lęgi z 13 maja, pewnie dlatego pechowe. Jest to rasa kurki gołoszyjki. Ma pokręcone pióra. Właściwie to jest tak brzydka, że aż piękna :) w tej brzydocie. Stąd jej nazwa.


Po spacerze "gęsiego" do domu. Jak się jest takim małym kurczaczkiem zwykły próg staje się poważną przeszkodą.  Kurka mama cierpliwie woła. Ostatnio najsłabszemu kurczaczkowi próbowałam pomóc doskoczyć.  Niestety pięknisia źle odczytała moje intencje. Napuszyła się i nawet próbowała mnie dzióbnąć.
Dobrymi chęciami piekło wybrukowane :)




 Proszę jakie duże. To te z 01 maja. Teraz uczą się wchodzić na grzędę. Widok prześmieszny.


Nareszcie mam pomocnicę. To moja wnusia Hania. Uwielbia pomagać w gospodarstwie, karmić maluchy i zbierać jajka. Dzieci w mieście do łóżka próbują przemycić psa. Hania chciała spać z kurczaczkiem.
Oj było tłumaczenia :)


Jednak poidło tradycyjne (stary garnek) wzięło górę. Ta ozdobna kurka z berecikiem na głowie nie poznała się na nowoczesnych poidłach.

sobota, 19 maja 2012

Migawki z ogrodu



Ostatnie tulipany, w kolorze żółtym. Pod wpływem ostatnich chłodnych nocy nabrały rumieńców.
A może swoją urodą zawstydził je wiciokrzew?


























Piękne kwiaty ale nie wiem jak się nazywają.
Co roku jest ich więcej .
Pojawiają się w niespodziewanych miejscach.
To jedne z pierwszych kwiatów które dostałam
w prezencie po przeprowadzce do domu w lesie.
Wśród znajomych narodził się niepisany zwyczaj przywożenia przy okazji odwiedzin roślinek i krzewów do powstającego ogrodu.
Dziś gdy przechadzam się po ogrodzie każda z nich kogoś mi przypomina :)

Z książek ogrodniczych wiem, że rabarbar zawiązujący kwiatostany powinno się wyłamywać.
A mnie jest szkoda...
Każdy kto spojrzy na to zdjęcie będzie wiedział dlaczego :)






niedziela, 13 maja 2012

Mieszkańcy Domu w lesie cz.IV

                                                             SENIORKA DONA

Dona jako młody pies była psem pracującym!!!
Stróżowała.
Dziś, emeryturę spędza w domu w lesie.
Dona nie słyszy, nie widzi, ma problemy ze stawami.
Jest po dwóch ciężkich operacjach.
To oczko w głowie mojego zięcia, Wojtka. Ze względu na zły stan zdrowia jest bardzo kłopotliwa.
Potrafi nabrudzić w domu, zdarza się, że buszuje po koszu na śmieci robiąc przy tym okropny bałagan.
Jednak gdy leży u nóg swojego ukochanego pana, który wszystko jej wybacza, wciąż ma uśmiechnięte oczy.
Gdy Wojtek wyjeżdża pies jest nieszczęśliwy. Opieka nad nim  spada na mnie dlatego Dona kojarzy mnie tylko z jedzeniem i wyprowadzaniem :)

                                                                  BELA (Belka, Bellisima)




Miała być moim wymarzonym psem  - owczarkiem niemieckim.
Jako szczeniak rokowała...
Stąd imię "Piękna". Rasowa jest hihi, kundelek.
To pies pasterski. Potrafi zaganiać kozy. Umie też je odnaleźć gdy za bardzo oddalą się od pastwiska.
Potrafi przeskoczyć najwyższe płoty. Nie lubi rowerzystów i motorów ale tylko w ruchu.
Ma już na swoim koncie dwa mandaty za poszarpanie nogawek zmotoryzowanym turystom.
Potrzebuje dużo uwagi i ciepła. To pieszczoch.

                                                                            ORI




Miał nazywać się "Miłek" dopóki nie ujawniła się jego brutalna skłonność do pożerania drobiu.
Pojawił się pewnego dnia...przyszedł w konkury do Beli, owoc tej miłości możecie podziwiać poniżej :)
Ciekawe, że zdążył narozrabiać tuż przed sterylizacją.
Przygarnęłam go na prośbę strażnika miejskiego. Czekało go wywiezienie do schroniska.
Ori jest niezwykle urodziwym i przesympatycznym  psem.
(poza tą małą wadą o której wspominałam wcześniej :)
Widać, że wcześniej był psem domowym. potrafi chodzić na smyczy, jeździć samochodem.
Ma dobry kontakt z dziećmi
To w jego paszczy zginął kaczor niestety to nie jedyna jego ofiara.
Ori jest w trakcie psiej resocjalizacji pod okiem psiej Pani psycholog.
Na razie efektów brak :(

                                                                           SUSEŁ


Imię nadał mu wnuczek-Franek. Drugi z miotu "Tralalotek" (tym razem imię wybierała wnuczka-Hania) znalazł nowy dom też w leśniczówce u emerytowanego małżeństwa.
Dla susła nie udało mi się znaleźć drugiego domu, więc został.
Ma pół roku. Z postury podobny do mamy, Beli. Rude umaszczenie odziedziczył po Orim.
Jest wiatrem podszyty. Wszędzie go pełno. Podkrada jajka z kurnika. Wszystko co napotka na swojej drodze, gryzie. Dla mnie jest nie do opanowania. Mam nadzieję, że szybko z tego wyrośnie.

Dziękuję wszystkim odwiedzającym za ciepłe słowa.
Witam nowych gości domu w lesie.
Danusiu i Ewo, dziękuję za wyróżnienia. 
 









środa, 2 maja 2012

Majowe świętowanie.

    


                                                                   PUK, PUK...
                                                                  Zaraz wychodzę :)


Kurka liliputka, Pstrokatka,
po 21 dniach wysiadywania, doczekała się.

                                                                    JUŻ JESTEM :)
ale to jeszcze nie koniec, teraz są dwa. Każdy inny.


Dziś rano wykluł się ostatni, 9 kurczaczek.
Na zdjęciu jeszcze w jajku.



PREZENT URODZINOWY
Moja wnuczka Hania 01 maja obchodzi urodzinki. Z tej okazji zrobiłam Tort "Kryształ" wg przepisu Ewy Wachowicz na specjalne zamówienie wnuczki.
Zdjęcia brak, Hani nie starczyło cierpliwości. Tort został pożarty w mgnieniu oka :)

Hania to mała modnisia. Na chłodniejsze dni, z resztek włóczki zrobiłam jej sweterek z zajączkami.
Kamizelka i spódniczka to komplecik do przedszkola.
Zaczęłam w styczniu a czas tak leci, że gdybym nie przyspieszyła tempa prezent okazałby się za mały.
Tak to jest z dziećmi, rosną i rosną...